niedziela, 19 maja 2013

Prywatna niepodległość


                                   Prywatna niepodległość




    „Nigdy nie należy wątpić, że mała grupa oddanych sprawie ludzi może zmienić świat. W zasadzie tylko w ten sposób świat zmieniano”*. Czy jest to możliwe, jeżeli tą grupką była by jedna osoba, która postanowiła założyć własne państwo na bezludnej wyspie?


Stworzyć nowe państwo na prywatnej wyspie o własnym ustroju, własnej palmie, wizji i mentalności otwartej na świat. Założyć, że dobre intencje będą równoznaczne z pomyślną rzeczywistością. Być szczęśliwym, wolnym i uczynić ten świat lepszym. Brzmi pięknie, ale taki pomysł może zakończyć się wojną. Na przeszkodzie prywatnej niepodległości stoi międzynarodowe prawo, interesy, religia wielkich mocarstw i unii wszelkiego rodzaju.

Stuart Hill, 21 czerwca 2008 roku nie zważając na wszelką krytykę i zagrożenia ogłosił dependencję jednej z najmniejszych, szetlandzkich wysp (ok. 1 hektara powierzchni). Wyspa znana wcześniej jako Forewick Holm została przemianowana na Forvik z uwagi na jej skandynawski rodowód. W brytyjskim prawie Dependencja Korony oznacza zwierzchnictwo Zjednoczonego Królestwa, które odpowiada wyłącznie za sprawy zagraniczne i obronę. Całą resztą zajmują się niezależne parlamenty i podległe im władze lokalne. Na Forvik Stuart jest parlamentem i społeczeństwem w jednej osobie.

Człowiek, który odważył się realizować projekt niepodległości jest z pochodzenia Anglikiem i wcześniej nie miał nic wspólnego z północnymi archipelagami. W swej młodości uprawiał z sukcesem kowalstwo artystyczne, później zajął się projektowaniem graficznym stron internetowych i prowadził dobrze prosperującą firmę, wszystko do czasu...

Kochający ponad wszystko wyzwania w pewnej chwili zdecydował się opłynąć Wielką Brytanię łódeczką własnej roboty. Łódka zresztą została nagrodzona za niezatapialną konstrukcję, tzn. gdyby została przewrócona dnem do góry przez mocną falę, zawsze powinna obrócić się z powrotem. Zasadniczo rejs był promocyjną akcją mającą uratować firmę w obliczu kryzysu.

To miał być sukces. Płynął sobie spokojnie, a ludzie z brzegu rozpoznając w małej łódeczce zagubionego surfera wielokrotnie wzywali służby ratownicze. Zrobił się rozgłos. Szybko stał się bohaterem kolorowych brukowców pilnie śledzących każdą jego porażkę. Media ochrzciły go pseudonimem „Kapitan Nieszczęście”. W trakcie karkołomnego rejsu zadzwoniła do niego żona i powiedziała:

– Sprzedałam dom, wyprowadzam się do Francji i bynajmniej nie życzę sobie twojego towarzystwa.

Zapowiadało się na sztorm. Interesy stały coraz gorzej. Świat się zawalił, a mała łódka przewróciła się o sto osiemdziesiąt stopni w pobliżu wybrzeża Szetlandów. Stuart dryfował na atlantyckiej fali, nie miał po co wracać do Anglii, nie miał już domu i nie rozumiał dlaczego łódka nie chce powrócić do prawidłowej pozycji. Kiedyś zdecydował się żyć sto siedemnaście lat, a miał wówczas dokładnie pięćdziesiąt osiem i pół. To był moment kulminacyjny jego życia. Czekając na służby ratownicze stwierdził:

– Moje miejsce jest tutaj – na Szetlandach. Tylko dlaczego? Szetlandy to malowniczy i surowy w klimacie archipelag złożony ze stu wysp leżących na Oceanie Atlantyckim, około dwieście kilometrów od wybrzeży Wielkiej Brytanii. Tylko piętnaście wysp jest zamieszkanych. Populacja Szetlandów wynosi dwadzieścia dwa tysiące ludzi, z czego ponad połowa zamieszkuje największą z wysp – Mainland. Stuart szybko się adoptował i stał się unikatowym członkiem tej społeczności. Nowo narodzony zdecydował się być człowiekiem szczęśliwym, w pełni niezależnym.

Jego zainteresowania zaczęły krążyć wokół historii Szetlandów; szczególnie ich związku ze Szkocją i Skandynawią. W uznaniu za swoje odkrycia dostał wyspę od rezydenta Szetlandów Marka Kinga. Jego badania stwierdzają, że król Danii mógłby w prosty i legalny sposób odzyskać Szetlandy, które do XV wieku były własnością duńskiej korony. Dla Stuarta nie mają mocy prawnej żadne akty aneksji ponad te jakie nadano królowi Jerzemu III w 1469 roku. Prawnicy się nie zgadzają. Ich zdaniem sprawa jest przedawniona i państwa skandynawskie straciły wszelkie prawa do tego, aby ubiegać się o zwrot Szetlandów. W opinii polityków i dworu granice Wielkiej Brytanii są bezdyskusyjne.

Stuart Hill zakładając państwo Forvik wierzy, że w ten sposób wskaże Szetlandczykom drzwi do większej autonomii, ostatecznie niepodległości. Rdzenni mieszkańcy przyzwyczajeni do łagodnych pejzaży i pasących się owiec patrzą na Stuarta ze zdumieniem. Donkiszoteria zawsze wzbudza podejrzliwość.

Jednak jego motywacja wydaje się być sprawą wyłącznie polityczną. Podobno miał intratną propozycję (w kwestii szczegółów zachowuje dyskrecję) sprzedaży swojego kraju i przemienienia go w "raj podatkowy" dla wirtualnych interesów. W historii Wielkiej Brytanii odnotowano już przypadki samozwańczych państw, np. Sealandia – księstwo na Morzu Północnym; sześć mil od brzegów Wielkiej Brytanii, usytuowane na dawnej betonowej platformie przeciwlotniczej o wymiarach 40 x 140m.

Założone przez Roya Batesa pod koniec lat sześćdziesiątych, po licznych burzliwych przemianach zostało okrzyknięte pierwszym cyberpaństwem stanowiącym serwerową bazę poza wszelkim prawem. Sealandia finalnie stała się komercyjną nieruchomością wycenioną na 750 milionów euro.

Stuart nie skorzystał z możliwości sprzedaży wyspy Forvik. Pozostaje w sferze ideału. Waluta też jest jeszcze w koncepcie – 1 gulden forvicki to równowartość 60 sterlingów brytyjskich. Za dwa guldeny forvickie można stać się posiadaczem jednego metra kwadratowego wyspy, co automatycznie nadaje status obywatela demokratycznego państwa Forvik, w którym rządzi parlament. To jest oferta zarezerwowana wyłącznie dla Szetlandczyków.

Stuart przekonuje ich, że powinni uznać własne domostwa za dependencje i utworzyć federację państw wraz z wyspą Forvik. W ten sposób stopniowo Szetlandy się wyzwolą. Na razie Forvik liczy sobie pięciu obywateli. Ludzie spoza Szetlandów mogą zostać jedynie obywatelami honorowymi w promocyjnej cenie jednego guldena forvickiego by wspierać duchowo i dystrybuować w świecie powyższe idee.

Hymnu jeszcze nie można zaśpiewać, bo nie został skomponowany, podobnie jak system prawny. Ale jest flaga. Powiewa dumnie na skale symbolizując niezłomną wiarę w prywatne państwo Stuarta Hilla.

Założenie państwa jest spektakularnym przedsięwzięciem, które teoretycznie może zakończyć się powodzeniem. Jeśli proces prywatyzacji i własnej inicjatywy gospodarczo-politycznej opartej na wizji doskonałego państwa, do której każdy ma święte prawo, zmierza do rzeczywistości, można pokusić się o prywatną niepodległość. Szczególnie jeśli sprzyjająca jest naturalna lokalizacja posiadanej nieruchomości np. wyspy, która znajduje się na granicy wód terytorialnych, a jej księgi wieczyste okrywa tajemnica. Zjawisko powstawania mikropaństw jest w świecie zdarzeniem nader rzadkim. Uzasadnioną motywacją jest stworzenie zgodnych relacji między społeczeństwami różnych narodowości.

W tym wypadku komunikacja dotyczy wielu płaszczyzn: kultury, finansów i szeroko rozumianej polityki. Czym jest jednoosobowe państwo? Czy to ma być tylko symbol, biznes, czy kaprys bycia władcą absolutnym? Zanim ogłosimy niepodległość i rozpoczniemy żmudną drogę tworzenia ustroju i wcielania nowego państwa w świat, każdy sam musi sobie odpowiedzieć na te pytania.

Z uwagi na dramaturgię współczesności na końcu zostają problemy natury etycznej i osobistej. Czy w obliczu narastającej frustracji wynikającej z obserwacji beznadziejnej orgii prywatnych interesów i międzynarodowej polityki można być po prostu panem, który zakłada swoje państwo? Czyli wycofać się z istniejących układów i stworzyć wszystko od początku?

Przykład Stuarta Hilla pokazuje, że przekracza to kaprys oraz snobizm. Jest on swoistym bojownikiem o wolność. To nie jest Neverland Michaela Jacksona. To jest ekstremalny manifest polityczny. Niepodległość to bezcenna bomba. Nawet jeśli jest to tylko malutka wyspa o powierzchni jednego hektara, gdzieś daleko na Oceanie Atlantyckim, może stać się precedensem – w razie zwycięstwa Hilla – prowadzącym do kolejnych.

Michał Mądracki
* Myśl antropolożki Margaret Mead, która jest mottem Stuarta Hilla
popieram go ja zamiezam to wy polsce zrobid na malym skrawku ziemi i strone iternetowom stwoze i wiekse casu tam bedie sysko się diało bede nawiozywał kotakty zy małymi pastwami i diałał na arenie miedy narodowej i dalej obywatelem bedie prawie kazdy nim byd kazdy bedie muk starad sie onie nawet diecko narazie fazie projektowania strony i prepisuw i kostytucie twozenie, legalnie powstanie to postwo rodaj ustroju jeste niema narazie bedie taki kturego niema pracuje nad dyplomaciom obecnie kilkoma krajami cihe rozmowy prowadone są, nazwy kraju narazie niema 1roboca nazwa bzmi lutraks ,finasuje prywatne środki obywateli bede miał obecnie 100tysiod obywateli bo takom akiete za granicom prowadona była alazie wy tajemnicy cymam to gdie wy polsce trudno określid dokładnie bo coś wy podobie jusz istnieje harterskie republika wied cemu nowa nie moze powstad bo preprowadonym tajnym eksperymencie park distneja to pastwo ma walute i atrakcie to guwny dohut jest dlanich i filmy wied jus kilka lat to istnieje, i nikomu to nie preskada bo niewiedom otym nawet ale oni wy inom strone dom nie dozom do osiogania włady jak to ma miestre obecnie. 
Wystarcy wy prawie miedym narodowym znaleś jakieś wydazenie i nanie sie powoład to nalepse rozwiozanie bedie, hyba wy danym pastwie to miało mieste i nadal prepisz obowiozuje to masz duzom sase nato ze powiezdie ci się tylko upewni cy nadal obowiozuje on sprawd dokładnie i histori prawa sukaj nawet miedy narodowym od dnia podpisania tego dokumetu ze bedo go prestegad prawa miedy narodowego.......,...